Siedziałem zamyślony na szczycie klifu. Moje myśli krążyły naokoło
Sharingana... Musiałem go jakoś wprowadzić na wyższy poziom, ale jedynym
znanym sposobem, by go aktywować, było odczucie bardzo silnych
negatywnych emocji, spowodwanych np zabiciem najbliższego przyjaciela
lub członka rodziny... Miałem wybór: albo zabić Kakashi'ego, albo zabić
Itachi'ego, albo wymyślić inny sposób. Pierwsza opcja była dla mnie nie
dobra, bo Kakashi był dla mnie bardzo ważny i nie umiałbym go zabić,
nawet dla Sharingan'a. Druga niewykonalna, bo Itachi był dla mnie zbyt
silny i bez wyższego poziomu nie dał bym mu rady, więc koło się zamyka.
Trzecia z kolei najtrudniejsza... Skoro nikt jeszcze nie dał rady
aktywować trzeciego poziomu innym sposobem, to raczej jest to
niemożliwe... Wkurzało mnie to... Stałem w miejscu... W czasie kiedy
inni osiągali jakieś cele, ja stałem z moim w miejscu... Musiałam
posunąć się do przodu - bez względu na sposób, w jaki to osiągnę.
Wezbrała we mnie złość. Nie mogłem pozwolić, by Itachi dalej bezkarnie
niszczył czyjeś życie i siał zamęt i pożogę... Ale byłem zbyt słaby, by
choćby się do niego zbliżyć, a co dopiero by go zabić! Byłem zbyt słaby!
Usłyszałem za sobą kroki. Wstałem. Przede mną stał Itachi... Wściekłem
się... Akurat teraz musiał się zjawić!
-Nienawidzę cię!- krzyknąłem.
-To mnie zabij...- powiedział z kpiną w głosie.- A... Zapomniałem...
Jesteś zbyt słaby... Za mało w tobie nienawiści....- dodał i zaczął się
śmiać. Kiedyś kochałem go... I jego śmiech... Dźwięczny melodyjny, taki
czysty i szczery... Teraz go nienawidziłem... Nie widziałem już w nim
szczerości i szczęścia, tylko kpinę i wyzwanie oraz jad... Skoczyłem w
powietrze i z całej siły uderzyłem Chidori. Jednak on nagle zniknął i
pojawił się za mymi plecami. Uderzyłem roznosząc kilka drzew w drzazgi.
Błyskawicznie się odwróciłem i zobaczyłem, że stoi w oddali Kakashi.
-Co tu robisz?- spytał.
-Myślę...- mruknąłem.
-A nad czym?- spojrzał na mnie.
-A czy to jest przesłuchanie na komisariacie...?- prychnąłem rozdrażniony. Zmarszczył czoło.
-Coś nie tak..? Zły jesteś...- spojrzał mi w oczy. Poczułem jak Przeklęta Pieczęć chce się uwolnić.
-Och, naprawdę?! Zły jestem?!- warknąłem przez zaciśnięte zęby.
-Co się z tobą dzieje, Sasuke?- spytał i podszedł do mnie. Położył mi ręce na ramionach. Wyrwałem się.
-Odejdź...- syknąłem. Jednak Kakashi nie ruszył się z miejsca.
-Odejdź!- warknąłem. Nadal stał w miejscu.
-Odejdź nie rozumiesz?!- krzyknąłem. Znak Przeklętej Pieczęci zajmował
już większość mego ciała, a oczy zmieniły się na Sharingan'a.
-Sasuke przestań!- w oczach Kakashi'ego widziałem strach.
-Zwróćcie mi mojego Itachi'ego... I moje ojca... I matkę... Zwróćcie mi
mój Klan! Wtedy przestanę!- krzyknąłem. Wtedy Pieczęć sama się
aktywowała. Z pleców wyrosły mi skrzydła, wydłużyły się włosy i ciało
rozerwał ból. Krzyknąłem. Kakashi wyskoczył w górę na chwilę oślepił
mnie swym Uwolnieniem Błyskawicy. Wylądował przede mną. Rzuciłem w niego
kunai wytworzonymi z mej chakry. Uniknął ich. Teraz to on rzucił we
mnie. Jego shurikeny trafiły tuż u moich stup. Skoczyłem w górę i użyłem
Uwolnienia Błyskawicy. Kakashi upadł na ziemię zraniony. Użyłem
Sharingan'a. Zaczął się zwijać z bólu, a ja patrzyłem na to. Teraz
użyłem Pieczęci i rzuciłem w niego 10 kunai. Wszystkie trafiły. I wtedy
dezaktywowałem Pieczęć. Spojrzałem na leżącego Kakashi'ego. Oczy wróciły
do normalności. Dopiero dotarło do mnie co zrobiłem.
-Kakashi!- krzyknąłem i podbiegłem do ciała. Nie żył... Zacisnąłem zęby.
Po policzku spłynęła mi krwawa łza.- Co ty zrobiłeś...- wyszeptałem.
Poczułem jak Sharingan ewoluuje...- I to wszystko dla tych cholernych
oczu!- krzyknąłem i położyłem głowę na klatce piersiowej przyjaciela.
Nie oddychał... Nagle ciało zniknęło. Rozejrzałem się zdezorientowany.
Zza krawędzi klifu wyskoczył Kakashi.
-Kakashi!- krzyknąłem. Podbiegłem do niego i rzuciłem mu się na szyję. Uniosłem go w ramiona i zacząłem go ściskać.
-Nigdy więcej tak nie rób!- krzyknąłem. Po policzkach popłynęły mi łzy. Kiedy już go puściłem, powiedział:
-Jesteśmy przyjaciółmi... Wiedziałem, że nie umiałbyś mnie zabić, ale
wolałem nie ryzykować i kiedy skoczyłem w powietrze, a to był mój klon, z
nim walczyłeś... Przyznam, że bałem się, kiedy zaczęła tobą waładać
Pieczęć i złość... Ale czułem, że i tak wszystko będzie na końcu
dobrze...- powiedział i spojrzał na mnie z uśmiechem. Również się
uśmiechnąłem.
-Gdyby coś nie wyszło... Nawet nie chcę myśleć co by się stało...- wyszeptałem.
-Co się wtedy działo?- spytał.
-Nie ważne...- szepnąłem. Przed oczami miałem ogień mej wioski, ciała
moich przyjaciół i rodziny... I wszystko tylko dla Sharingan'a... I to
wszystko za sprawą mego brata... Nie chciałem iść w jego ślady... Ale
aktywacja coraz to nowych poziomów Sharingan'a, była dla mnie nie rzecz
ważną, jeśli chciałbym pokonać Itachi'ego... A chciałem... I musiałem...
Poprzysiągłem to sobie i słowa nie złamię... Byłem coraz bliżej... I z
każdym dniem czułem się silniejszy... Nie miałem wyjścia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz