poniedziałek, 1 grudnia 2014

Od Sasuke # 68 "Aktywacja Trzeciego Poziomu Sharingan'a"

Siedziałem zamyślony na szczycie klifu. Moje myśli krążyły naokoło Sharingana... Musiałem go jakoś wprowadzić na wyższy poziom, ale jedynym znanym sposobem, by go aktywować, było odczucie bardzo silnych negatywnych emocji, spowodwanych np zabiciem najbliższego przyjaciela lub członka rodziny... Miałem wybór: albo zabić Kakashi'ego, albo zabić Itachi'ego, albo wymyślić inny sposób. Pierwsza opcja była dla mnie nie dobra, bo Kakashi był dla mnie bardzo ważny i nie umiałbym go zabić, nawet dla Sharingan'a. Druga niewykonalna, bo Itachi był dla mnie zbyt silny i bez wyższego poziomu nie dał bym mu rady, więc koło się zamyka. Trzecia z kolei najtrudniejsza... Skoro nikt jeszcze nie dał rady aktywować trzeciego poziomu innym sposobem, to raczej jest to niemożliwe... Wkurzało mnie to... Stałem w miejscu... W czasie kiedy inni osiągali jakieś cele, ja stałem z moim w miejscu... Musiałam posunąć się do przodu - bez względu na sposób, w jaki to osiągnę. Wezbrała we mnie złość. Nie mogłem pozwolić, by Itachi dalej bezkarnie niszczył czyjeś życie i siał zamęt i pożogę... Ale byłem zbyt słaby, by choćby się do niego zbliżyć, a co dopiero by go zabić! Byłem zbyt słaby! Usłyszałem za sobą kroki. Wstałem. Przede mną stał Itachi... Wściekłem się... Akurat teraz musiał się zjawić!
-Nienawidzę cię!- krzyknąłem.
-To mnie zabij...- powiedział z kpiną w głosie.- A... Zapomniałem... Jesteś zbyt słaby... Za mało w tobie nienawiści....- dodał i zaczął się śmiać. Kiedyś kochałem go... I jego śmiech... Dźwięczny melodyjny, taki czysty i szczery... Teraz go nienawidziłem... Nie widziałem już w nim szczerości i szczęścia, tylko kpinę i wyzwanie oraz jad... Skoczyłem w powietrze i z całej siły uderzyłem Chidori. Jednak on nagle zniknął i pojawił się za mymi plecami. Uderzyłem roznosząc kilka drzew w drzazgi. Błyskawicznie się odwróciłem i zobaczyłem, że stoi w oddali Kakashi.
-Co tu robisz?- spytał.
-Myślę...- mruknąłem.
-A nad czym?- spojrzał na mnie.
-A czy to jest przesłuchanie na komisariacie...?- prychnąłem rozdrażniony. Zmarszczył czoło.
-Coś nie tak..? Zły jesteś...- spojrzał mi w oczy. Poczułem jak Przeklęta Pieczęć chce się uwolnić.
-Och, naprawdę?! Zły jestem?!- warknąłem przez zaciśnięte zęby.
-Co się z tobą dzieje, Sasuke?- spytał i podszedł do mnie. Położył mi ręce na ramionach. Wyrwałem się.
-Odejdź...- syknąłem. Jednak Kakashi nie ruszył się z miejsca.
-Odejdź!- warknąłem. Nadal stał w miejscu.
-Odejdź nie rozumiesz?!- krzyknąłem. Znak Przeklętej Pieczęci zajmował już większość mego ciała, a oczy zmieniły się na Sharingan'a.
-Sasuke przestań!- w oczach Kakashi'ego widziałem strach.
-Zwróćcie mi mojego Itachi'ego... I moje ojca... I matkę... Zwróćcie mi mój Klan! Wtedy przestanę!- krzyknąłem. Wtedy Pieczęć sama się aktywowała. Z pleców wyrosły mi skrzydła, wydłużyły się włosy i ciało rozerwał ból. Krzyknąłem. Kakashi wyskoczył w górę na chwilę oślepił mnie swym Uwolnieniem Błyskawicy. Wylądował przede mną. Rzuciłem w niego kunai wytworzonymi z mej chakry. Uniknął ich. Teraz to on rzucił we mnie. Jego shurikeny trafiły tuż u moich stup. Skoczyłem w górę i użyłem Uwolnienia Błyskawicy. Kakashi upadł na ziemię zraniony. Użyłem Sharingan'a. Zaczął się zwijać z bólu, a ja patrzyłem na to. Teraz użyłem Pieczęci i rzuciłem w niego 10 kunai. Wszystkie trafiły. I wtedy dezaktywowałem Pieczęć. Spojrzałem na leżącego Kakashi'ego. Oczy wróciły do normalności. Dopiero dotarło do mnie co zrobiłem.
-Kakashi!- krzyknąłem i podbiegłem do ciała. Nie żył... Zacisnąłem zęby. Po policzku spłynęła mi krwawa łza.- Co ty zrobiłeś...- wyszeptałem. Poczułem jak Sharingan ewoluuje...- I to wszystko dla tych cholernych oczu!- krzyknąłem i położyłem głowę na klatce piersiowej przyjaciela. Nie oddychał... Nagle ciało zniknęło. Rozejrzałem się zdezorientowany. Zza krawędzi klifu wyskoczył Kakashi.
-Kakashi!- krzyknąłem. Podbiegłem do niego i rzuciłem mu się na szyję. Uniosłem go w ramiona i zacząłem go ściskać.
-Nigdy więcej tak nie rób!- krzyknąłem. Po policzkach popłynęły mi łzy. Kiedy już go puściłem, powiedział:
-Jesteśmy przyjaciółmi... Wiedziałem, że nie umiałbyś mnie zabić, ale wolałem nie ryzykować i kiedy skoczyłem w powietrze, a to był mój klon, z nim walczyłeś... Przyznam, że bałem się, kiedy zaczęła tobą waładać Pieczęć i złość... Ale czułem, że i tak wszystko będzie na końcu dobrze...- powiedział i spojrzał na mnie z uśmiechem. Również się uśmiechnąłem.
-Gdyby coś nie wyszło... Nawet nie chcę myśleć co by się stało...- wyszeptałem.
-Co się wtedy działo?- spytał.
-Nie ważne...- szepnąłem. Przed oczami miałem ogień mej wioski, ciała moich przyjaciół i rodziny... I wszystko tylko dla Sharingan'a... I to wszystko za sprawą mego brata... Nie chciałem iść w jego ślady... Ale aktywacja coraz to nowych poziomów Sharingan'a, była dla mnie nie rzecz ważną, jeśli chciałbym pokonać Itachi'ego... A chciałem... I musiałem... Poprzysiągłem to sobie i słowa nie złamię... Byłem coraz bliżej... I z każdym dniem czułem się silniejszy... Nie miałem wyjścia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy