Ćwiczyłem na polu treningowym Uwolnienie Ognia... Szło mi już bardzo dobrze i nie miałem z nim problemu, a wręcz czułem się z nim tak, jak z Uwolnieniem Błyskawicy... Było dla mnie oczywiste... Zaniechałem treningu, ze względu na otoczenie, w jakim się znajdowałem - drzewa i trawa to dość łatwopalne rzeczy, więc postanowiłem zacząć jakiś trening wody. Na własną rękę. W tym celu udałem się do biblioteki i zacząłem przeszukiwać ją w poszukiwaniu jakiejś książki dotyczącej techniki wody... Minęło może z pół godziny, kiedy w moje ręce wpadła bardzo intrygująca, stara, gruba książka w skórzanej, zanurzonej okładce.
-"Techniki Ninjutsu, Genjutsu i Taijutsu oraz ich Mieszanki - Podręcznik dla Samouków"- przeczytałem tytuł. Nie wyglądało to na książkę dla kogoś ambitnego, ale nic innego nie znalazłem, więc po prostu wypożyczyłem ten podręcznik... Ruszyłem z powrotem na pole treningowe i usiadłem na jednym z drzew. Otworzyłem go... Był podpisany... Imię jego posiadacza było dość nieczytelne, ale po dłuższej chwili, odczytałem napis: "Itachi Uchiha". Uderzyło mnie to i od razu wziąłem się za lekturę. Marginesy były potwornie po zapisywane, a tekst pokreślony. Wszędzie strzałki i jakieś dopiski. Najpierw przewertowałem książkę. Wypadło z niej zdjęcie... Czarno-białe... Przyjrzałem się... Na zdjęciu był młody Itachi, Onamatu, ojciec i matka... Itachi miał na rękach małe dziecko... Odwróciłem fotografię. Z tyłu było napisane: "Moja rodzina i mój mały brat - Sasuke, za którego oddałbym życie"... Spojrzałem jeszcze raz na zdjęcie. Zamknąłem oczy i westchnąłem. Po policzku spłynęłaby mi łza, ale we mnie już nie było łez... Zacisnąłem tylko powieki i zmarszczyłem smutny czoło.
-Dlaczego Itachi...? Dlaczego...?- wyszeptałem. Zagryzłem zęby by nie zacząć krzyczeć i mówić rzeczy, których bym później żałował... Włożyłem fotografię do kieszeni na piersi i otworzyłem książkę na pierwszej stronie. Zacząłem czytać... Mijały godziny. Itachi na marginesach dopisywał swoje i nie tylko swoje uwagi dotyczące technik, ulepszenia i własne techniki oraz style, wszystkie informacje wirowały w mojej głowie. Zbliżał się wieczór, kiedy miałem połowę za sobą. Ruszyłem do biblioteki. Wszedłem do niej z książką w ręce. Podszedłem do bibliotekarki.
-Ile chce Pani za tą książkę?- spytałem kładąc egzemplarz na blacie.
-Nie jest nic warta. To stary, pomazany podręcznik. Miał iść dzisiaj na przemiał.- odparła wzruszając ramionami.
-Czyli ile?- ponownie spytałem.
-Możesz ją sobie wziąć za darmo. Nikomu nie jest potrzebna.- powiedziała.- Ale idź już, bo biblioteka teoretycznie od godziny jest już nie czynna.- dodała i wskazała mi drzwi. Wziąłem podręcznik i bez słowa się ulotniłem. Całą noc spędziłem na studiowaniu drugiej połowy. Później podkreśliłem najważniejsze sprawy i zaznaczyłem sobie kartkami miejsca, gdzie opisano techniki, których nauczę się na wstępie. Było już późno... Wszedłem do pokoju Minato. Jōhin spał. Odchrząknąłem. Obudził się.
-Masz może jakiś czysty zeszyt?- spytałem bez ogródek.
-Chłopie! Jest trzecia w nocy!- wymruczał.
-Czyli masz czy nie?- ponowiłem swe pytanie. Minato spojrzał na mnie. Widząc moją zawziętość, i że nie dam mu spokoju, westchnął mówiąc: - Prawa górna szuflada biurka...- powiedział mrukliwie i poszedł spać. Wyjąłem zeszyt i poszedłem z powrotem do kominka. Zacząłem przepisywać techniki autorstwa Itachi'ego i wszystko, co wydało mi się ważne. W ten sposób spędziłem całą noc i zapisałem cały zeszyt. Zasnąłem nad książką...
Obudził mnie odgłos kroków. Zerwałem się i ukryłem podręcznik oraz zeszyt. W chwili, kiedy schowałem ołówek, zza węgła wychylił się Minato.
-Dzień dobry. Widzę, że już nie śpisz. Po co był ci ten zeszyt?- spytał przeciągając się i ziewając.
-A, nic takiego... - wzruszyłem ramionami. Wolałem na razie zachować dla siebie sprawę podręcznika Itachi'ego... Mogliby to źle zrozumieć i co gorsza spróbować mi go odebrać...
-Nie chcesz mówić to nie.- mruknął. Zaparzył kawę.- Też chcesz?- spytał.
-Nie pogardzę.- odparłem. Minato podał mi kubek. Wypiliśmy kawę w ciszy. Nagle spytałem:
-Minato... Czy nauka technik żywiołów na własną rękę, korzystając tylko z podręczników ma szansę być efektowna...?- spytałem.
-Teraz już nie.- powiedział.
-Co to znaczy?- uniosłem jedną brew.
-Ze względu na to, że uczniowie zaczynali masowo ginąc podczas takich samouckich treningów z powodu własnych błędów, to wycofano wszystkie podręczniki i teraz już pewnie nie ma ich nawet w bibliotekach. Nie dostaniesz nigdzie podręcznika, z którego możesz się nauczyć czegokolwiek... Chyba, że w prywatnej kolekcji, ale nikt ci tego nie da...- wyjaśnił. Zamyśliłem się.- A czemu pytasz?- spojrzał na mnie.
-A tak z ciekawości.- skłamałem i zanim zdążył zadać kolejne pytanie, dodałem: -Idę na trening. Jak coś będę na polu treningowym.- powiedziałem.
-A śniadanie?- spytał.
-Nie jestem już dzieckiem...- mruknąłem przewracając oczami i ukradkiem wsadziłem podręcznik oraz zeszyt do kieszeni. Wyszedłem z domu i po chwili byłem na polu treningowym. Wyciągnąłem zeszyt, gdzie naszkicowałem wszystkie pieczęcie potrzebne do określonych technik. Zacząłem od jednej z trudniejszych - Kusanagi no Tsurugi: Chidorigatana. Polegało to na tym, by przepuścić trochę swej chakry do miecza jednocześnie używając Chidori, tworząc coś w stylu Elektrycznego Ostrza.
" Technika ta pozwala przepuścić Chidori przez chokutō. To sprawia, że jest prawie niemożliwe do zablokowania, gdyż promieniujące ostrze może łatwo przeciąć stal. Ponadto, jeśli przeciwnik zostanie przebity, jego ciało staje się odrętwiałe przez przechodzący przez nie prąd elektryczny, który uniemożliwia przeciwnikowi ruch. Jednak może być skontrowana przez inne bronie, które również wykorzystują przepływ czakry błyskawicy."
Wyciągnąłem swój miecz - Miecz Kusanagi. Zacząłem ćwiczyć. Z początku wychodziło mi tak średnio, ale po kwadransie zabrałem wprawy. Zaczęło mi wychodzić i byłem z siebie zadowolony, albo inaczej - usatysfakcjonowany swymi postępami. Mając już opanowaną technikę Kusanagi no Tsurugi: Chidorigatana, wziąłem się za następną - Sen'eijashu.
" Technika ta pozwala na wysuwanie węży z ramienia lub nadgarstka. Węże wykorzystywane są do ataku z dystansu lub do złapania przeciwnika. Jutsu to może być stosowane z innymi częściami ciała niż ręce, np. języka. Ta technika może być również zaklasyfikowana jako odmiana techniki przywołania. Technika ta może również stworzyć węże z różnych części ciała użytkownika."
Skupiłem się i tak jak z Przywołaniem Shurikenów, wyimaginowałem sobie, że z rękawa wysuwa mi się wąż... Kiedy otworzyłem oczy, po mej ręce wiła się żmija. Delikatnie pogładziłem głowę pięknego gada... Ćwiczyłem kolejne pół godziny, aż byłem z stanie przywołać kilkadziesiąt węży naraz. Byłem zadowolony. Chciałem wziąć się za kolejną technikę, kiedy poczułem coś takiego, jak podczas aktywacji kolejnego poziomu Sharingan'a. Nagle zaczął mną targać potworny ból. Czułem go w każdej komórce swego ciała. Ustaleń jednak na nogach. Naokoło mnie zaczęły wirować czarne, niematerialne płomienie, coś jak Amaretasu, tworząc postać przypominającą gigantycznego człowieka. Zauważyłem, że niematerialna postać powtarza każdy mój ruch - kiedy zwróciłem głowę w prawo, ona zwracała głowę w prawo, kiedy patrzyłem w lewo, ona również patrzyła w lewo. I nagle, tal samo szybko jak się pojawiła przynosząc ból - zniknęła. Miałem przyspieszony oddech. Sięgnąłem do podręcznika. Zacząłem go wertować... Nagle znalazłem:
" Susanoo jest unikalną zdolnością dla tych, którzy obudzili w sobie zdolności swojego Mangekyō Sharingana. Tworzy gigantyczną, humanoidalną istotę, która otacza użytkownika. Jako jedna z najsilniejszych technik otrzymanych przez Mangekyō Sharingana, jest potężnym strażnikiem użytkownika, lecz jednocześnie pożera życie użytkownika."
Zmarszczyłem czoło.
~Susanoo...~ powtórzyłem w myśli.~ Muszę się nauczyć je kontrolować...~ dodałem sobie. Zacząłem przez następne godziny trenowałem Susanoo i starałem się, by było jak najsilniejsze. Po trzech godzinach mozolnego traningu tej techniki, zrobiłem sobie przerwę... Postanowiłem wrócić do treningu wieczorem, bo teraz byłem zbyt wyczerpany... Wziąłem podręcznik oraz zeszyt.
-No nic... Ale dwie techniki opanowałem, Sen'eijashu i Kusanagi no Tsurugi: Chidorigatana mam za sobą.- powiedziałem do siebie i ruszyłem na śniadanie. Może i było już południe, ale posiłek trzeba zjeść. Po drodze ktoś na mnie wpadł...
<Ktosiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz