sobota, 29 listopada 2014

Od Sasuke #38

Była noc... Mię mogłem spać, a kiedy już zasnąłem, sen mój był płytki i męczyły mnie dziwne i niepokojące sny, które można by nazwać koszmarami... Raz śniło mi się, że zostaję przyjęty do Akatsuki i sam tego chcę... Innym razem, że stoję nad ciałem Kakashi'ego, moje oczy są takie same jak Itachi'ego, kiedy stał nad mymi rodzicami, a naokoło są ciała i płomienie zniszczonej wioski... Jeszcze innym, że przychodzę do Itachi'ego i witamy się jak przyjaciele, po czym ramię w ramię idziemy i niszczymy wszystko na swej drodze... Każdy taki sen przyprawiał mnie o nagłą pobudkę z krzykiem na ustach i czołem zlanym potem. Znamię z mego karku szybko się powiększało i każdego ranka miałem wrażenie, że się rozrasta... Przez kilka dni od kiedy poczułem pierwsze swędzenie karku, do czasu kiedy Minato spytał o pochodzenie dziwnych znaków, symbole musiały ewoluować do tego stopnia, że stały się widoczne, a przez następne dni, kiedy już o nich wiedziałem, powiększyły się do tęgi stopnia, że z małego odcinka na karku, przeszły aż do połowy mej twarzy... Nie wiedziałem co to oznacza, ale niezrozumiałe czarne płomienie budziły we mnie niewyjaśniony niepokój... Tej nocy wiedziałem, że sen i tak nie przyniesie mi odpoczynku, więc wstałem i ubrałem się, zdjąłem z wieszaka płaszcz, który kupiłem poprzedniego dnia, po czym wyszedłem z domu Minato... Szedłem bez celu ulicami wioski... Znałem je już na pamięć i ich monitonia, była dziwnie zmieniona tej nocy... Coś było inaczej... Rozejrzałem się... Nikogo oprócz mnie i księżyca tutaj nie było... Przeszedłem koło baru... Było w nim cicho, lecz paliła się w środku lampka... Zdziwiło mnie to... Mimo iż fakt, że bar był otwarty, wcale nie był czymś nadzwyczajnym, to jednak to, że było w nim CICHO, zaskoczył mnie i przyprawił o podejrzliwość... Narzuciłem na siebie płaszcz sięgający do ziemi i założyłem kaptur, zasłaniając nim twarz. Rękawy płaszcza były na tyle długie, że nie było spod nich widać mych dłoni. Nie chciałem, by ktoś wiedział, że tu jestem... Wszedłem powoli do baru... Usiadłem w najbardziej zacienionym kącie przy małym stoliku... Siedziałem zgarbiony, by wydawać się starszym. Spojrzałem spod płaszcza na postać przy barze... Był to nie kto inny, jak postać w kapturze, która była od jakiegoś czasu mym cieniem... Za barem nikogo nie było, a przy stoliku, przy którym siedział zakapturzony, była jeszcze jedna postać w długim płaszczu... Rozmawiali o czymś po cichu. Nagle przy moim stoliku stanął jakiś mężczyzna...
-Coś dla pana...?- spytał ochrypłym głosem.
-Szklankę wody... Jestem tu tylko przejazdem...- odparłem zmieniając swój głos tak, że do złudzenia przypominał starczy, ochrypły bełkot.
-Z lodem...?- spytał jeszcze.
-Nie... Na dworze zimna noc...- powiedziałem. Mężczyzna odszedł. Dwójka zakapturzonych postaci o czymś rozmawiała. Wyteżyłem słuch używając Sharingana, który dodatkowo wyostrzał me zmysły, by usłyszeć o czym mówili...
-Trzeba będzie jakoś go do nas przeciągnąć...- powiedziała postać, którą widziałem już wcześniej. Była na pewno stara, bo jej głos był ochrypły i urywany.
-Masz rację mistrzu...- odparł drugi. To był człowiek... Dość młody... Głos jego był dźwięczny i melodyjny...
-Wiesz, że nie lubię czekać, ani każąc innym czekać...- powiedział pierwszy.
-Wiem to doskonale...- spod kaptura pierwszego dostrzegłem chytry uśmiech. Zęby mężczyzny były białe jak śnieg i trochę zbyt mocno zaostrzone na końcach. -Nie wiem tylko czemu Itachi nie może tego załatwić samodzielnie... Jest silny... I doskonale zdaje sobie z tego sprawę...- dodał.
-Chłopak go nienawidzi... Nie poszedłby za nim, choćby zależały od tego jego życie...- powiedział starszy.
-To jest argument... Lecz Itachi to nie dziecko... Ma po niebo iluzji wzrokowych i innych sztuczek... Bez problemu dał by sobie radę...
-Możliwe... Lecz teraz, kiedy dzieciak ma Sharingan'a, może już coś podejrzewać, gdyby użył iluzji...- mruknął starzec.
W tej chwili podszedł barista i podał mi małą szklankę z wodą. Dałem mu pieniądze.
-Nocleg...?- spytał jeszcze.
-Dziękuję... Śpieszę się...- odparłem "swym starszym głosem". Barista skinął głową i odszedł. Dalej słuchałem rozmowy zakapturzonych postaci...
-Mówisz, że ma w sobie wielkie pokłady mrocznej i zimnej chakry...?- spytał młodszy.
-Tak...- powiedział krótko starszy.
-Czyli jest większa szansa, że wybierze naszą stronę...- zaśmiał się szyderczo młodszy. Później milczeli. Poprosiłem o jeszcze jedną szklankę wody, a kiedy ją wypiłem i zapłaciłem, opuściłem bar. Wskoczyłem na dach i zdjąłem płaszcz. Pobiegłem cicho po dachu i kiedy dotarłem do lasu, rozpaliłem małe ognisko i rzuciłem w nie płaszcz. Poczekałem aż spłonął i ugasiłem ogień. Wskoczyłem na drzewo i zacierając ślady wróciłem do wioski. Przeszedłem na kompletnie drugą stronę niż był bar i tam przeszedłem się przez ulice. Nagle podbiegła do mnie jakaś dziewczyna... Spojrzałem na nią .... Spytała:
-Co tu robisz...?- spytała.
-Nie znamy się... Nie mam ochoty na rozmowę...- warknąłem.
-Poczekaj! Muszę z tobą porozmawiać...- zatrzymała mnie łapiąc za rękę. Zmieniłem się w wilka i warknąłem patrząc jej w oczy i obnażyłem kły.
-Nie mam ochoty na rozmowę...- powtórzyłem warkliwie.
-Proszę... To ważne...- powiedziała.
-I co?- warknąłem zmieniając się w człowieka.- Będziesz się wyżalać obcemu...?- zakpiłem.
<Jakaś dziewczyna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy