Ćwiczyłem na polu treningowym Chidori, które pokazał mi Kakashi. Szło mi coraz lepiej i byłem z siebie zadowolony. Jednak od jakiegoś czasu gorzej się czułem... Ostatnie dni ciągle bolała mnie głowa i czułem się jakby zupełnie wyprany z sił. Moje uderzenia były słabsze niż zazwyczaj, a koncentracja nadszarpnięta. Często robiło mi się słabo, jak po uderzeniu w głowę. Bywało, że chodziłem po wiosce jak pijany i ludzie patrzyli na mnie jak na debila. Tego popołudnia chciałem dać z siebie jak najwięcej, jednak im bardziej się starałem, tym więcej razy mi nie wychodziło. Spojrzałem na swoje ręce. Drżały. Usiadłem zrezygnowany i zziajany na ziemi i ukryłem twarz w dłoniach. Oddychałem ciężko. Nagle podszedł ktoś do mnie. Nie miałem siły, by się obrócić i ewentualnie stanąć do walki. Nawet nie drgnąłem. Położył mi rękę na ramieniu. Po głosie poznałem, że to Minato:
-Widzę, że ostatnio chodzisz jak naćpany... Coś nie tak...?- spytał.
-Nie, nie... Wszystko w porządku...- powiedziałem oddychając ciężko.
-Kłamać to ty zbytnio nie umiesz...- powiedział Minato. Usiadł przy mnie. Spojrzał mi w oczy.- Blady jesteś... Dobrze się czujesz...?- spojrzał na mnie marszcząc czoło.
-Nic mi nie jest... Może tylko trochę mi się kręci w głowie i jest duszno... Nic wielkiego...- wydyszałem. Poczułem ukłucie w okolicy serca. Zacisnąłem zęby. Ból nie ustawał.
-Coś mi się nie wydaje, żeby wszystko było w porządku...- powiedział Minato. Ciągnął swą wypowiedź dalej, ale ja nic już nie słyszałem. Nagle po prostu zemdlałem...
~Jakiś czas później...~
Otworzyłem powoli oczy. Oślepiła mnie ogólnie panująca biel. Zamrugałem oczami. Nade mną ktoś się pochylił. Kiedy wyostrzył mi się obraz, dostrzegłem znajome rysy Minato.
-Skąd to masz...?- pokazał na moją paprzącą się ranę w udzie. Był to efekt oberwania shurikenem wyrzuconym przez nie wiadomo kogo wtedy podczas mego spotkania z Miyabi.
-To nic... Ktoś mnie trafił, kiedy szedłem przez las... Nic takiego... Trochę się paprze, ale to nic...- powiedziałem słabym głosem. Znów poczułem ukłucie w okolicach serca. Znowu zagryzłem zęby.
-Masz ten shuriken?- spytał Minato. Wskazałem na kieszeń. Johin szybko założył jakieś sterylne rękawiczki i wyciągnął z mej kieszeni shuriken. Była na niej jeszcze skrzepnięta krew i ta ciemna maź... Minato kazał mi leżeć spokojnie... Zasnąłem...
~Jakiś czas potem...~
Obudziłem się... Leżałem w sali szpitalnej. Z boku dostrzegłem zatroskanego Minato.
-Co się stało...?- spytałem słabym głosem.
-Trucizna... Ktoś chciał albo cię zabić, albo celował w kogo innego... Jednak takich trucizn, raczej byle kto nie nosi...- odparł Johin.
-Ale co się stało...?- spytałem.
-Posłano po jakiegoś lepszego medyka, który wyciągnie z ciebie to świństwo...- odparł.
-Czemu...? Nic mi nie jest... Mogę przecież iść do domu... Mogę wstać... Jestem do tego zdolny...- powiedziałem, jednak mój słaby głos wcale nie przekonał Minato...
<Minato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz