poniedziałek, 29 grudnia 2014

Od Sasuke #366

Stwierdziłem, że w celu odzyskania zaufania ludzi, w pierwszej kolejności zawrę w imieniu Konohy sojusze z innymi wioskami. Poszedłem więc do gabinetu Hashiramy. Wszedłem do środka i stanąłem przed nim. Wstał zza biurka i spojrzał na mnie mówiąc:
-Hm... Nie spodziewałem się ciebie...- powiedział.
-Ta...- skrzywiłem się nieco. Jakie to czasem denerwujące jak przywitanie brzmi: "Nie spodziewałem się ciebie"....- Przyszedłem zaproponować ci coś...- powiedziałem. Uniósł brwi.
-Tak? A co?- spytał.
-Mianowicie... Wszyscy na tym skorzystamy, żeby nie było. Ja, sam najlepiej lub z kimś jeszcze, wyruszę do okolicznych wiosek zawrzeć sojusze... W ten sposób my, jako cała wioska, mamy szansę zyskać sprzymierzeńców, ty powiększysz swoje wpływy, a ja postawie duży krok na drodze do odzyskania zaufania ludzi. Co ty na to?- spojrzałem mu w oczy opierając się o ścianę i bawiąc kunaiem.
-No cóż... Brzmi dość kusząco...- powiedział.
-Czyli mogę wyruszyć...?- spytałem.
-Możesz... Pójdzie z tobą dwóch moich strażników... Strażników Hokage... Wtedy będą mieli większe zaufanie...- powiedział. Uśmiechnąłem się pokazując białe kły i powiedziałem:
-To niech się pośpieszą... Za trzy minuty pod bramą główną... Nie będę na nich czekał...- uniosłem zawadiacko jedną brew j złożyłem pieczęć i zniknąłem mu z oczu.
Pojawiłem się w mieszkaniu. Zajrzałem do sypialni. Nikogo. Poszedłem więc do kuchni. Sakura stała i robiła herbatę... Podszedłem do niej od tyłu i szepnąłem jej do ucha.
-Dzień dobry...- wyszeptałem. Uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek. Odwzajemniłem uśmiech.
-Co będziesz dziaj robił...?- spytała.
-Nie będzie mnie kilka... Wyruszam zawrzeć sojusze z okolicznymi wioskami...- powiedziałem.
-Czyli nie będzie cię w domu w najbliższym czasie...?- spytała i trochę zżedła jej mina. Stanąłem przed nią i spojrzałem jej w oczy.
-To tylko kilka dni... Max tydzień... Jakoś dasz radę... Prawda...?- spojrzałem na nią ciepło. Pocałowałem ją długo i znów spojrzałem jej w oczy.- Chcę dla nas jak najlepiej...- szepnąłem i położyłem jej delikatnie rękę na brzuchu.- Chcę byśmy byli szczęśliwi... Wszyscy...- posłałem jej uśmiech.
-Ale obiecaj, że nie będzie to trwało dłużej niż tydzień... Obiecasz mi...?- spojrzała mi w oczy z nadzieją. Uśmiechnąłem się.
-Obiecuję.- powiedziałem i pocałowałem ją delikatnie na pożegnanie. Uśmiechnąłem się.- Do zobaczenia wkrótce...- powiedziałem i złożyłem pieczęć znikając.
Pojawiłem się przed główną bramą.
-Zostało im jeszcze 26 sekund...- mruknął Juubi. Skinąłem głową.- 17...- wymruczał. Uśmiechnąłem się pod nosem.- 8...- ziewnął. W tym momencie przede mną pojawiło się dwóch ludzi. Uśmiechnąłem się mrużąc oczy.
-Dobra... Ruszajmy... Nie ma co czekać... Za równo dwa tygodnie mamy być z powrotem, więc nie akceptuję zniżania prędkości. Jasne?- spojrzałem najpierw na jednego, a później na drugiego. W oczach mieli niepewność. Nic nie powiedzieli.- Bo jak nie....- zapaliłem na dłoni Amaretasu. Zadrżeli cofając się nagle. Zaśmiałem się gasząc płomień.- Żartuję przecież!- zaśmiałem się.- Ruszajmy.- dodałem i ruszyłem w stronę Wioski Wodospadu...

-Ygh... Powolni są...- warknął Juubi.
-A co ja mogę... Normalnie biegłbym szybciej, ale nie chce mi się później tłumaczyć w każdej wiosce czemu jestem sam, a co dopiero Hashiramie... Nie mam ochoty się z nikim użerać...- mruknąłem. Ale przyznać musiałem, że w takim tempie to raczej mała szansa, że dotrzemy tam w przeciągu kolejnego dnia... Skrzywiłem się. Zaszło słońce. Znowu zwolnili. Odwróciłem się i spojrzałem na nich. Spytałem:
-Co wy kurwa robicie? Nie ma czasu na takie wygłupy...- warknąłem.
-Ale czas robić obóz... W tym śniegu w nocy łatwo zgubić drogę...- powiedział jeden z nich. Przewróciłem oczami.
-Nie ma sensu się zatrzymywać... Doskonale znam drogę... Okrążyłem świat pewno ze dziesięć razy... Nawet w całkowitej ciemności znalazłbym drogę....- mruknąłem niezadowolony.
-Wybacz... Ale my nie damy rady biec dziś dalej... Potrzebujemy odpocząć...- powiedział drugi. Zastanowiłem się chwilę. Zacisnąłem pięści.
~Powinienem ich zostawić...~ warknąłem w myślach. Jednak zebrałem się w sobie i zwolniłem. Po chwili zupełnie się zatrzymałem. Mruknąłem nie odwracając się do nich:
-Dobra... Ale o wschodzie słońca ruszamy... Bez dyskusji...- powiedziałem.
-Ma się rozumieć.- powiedzieli jednocześnie.
-Jak wy się w sumie nazywacie...?- mruknąłem i spojrzałem na nich.
-Jestem Kotetsu.- powiedział pierwszy.
-A ja Izumo.- dodał drugi. Przyjrzałem im się. Zmrużyłem oczy. Spojrzałem w dal. Zamyśliłem się.
-Chodźcie... Niedaleko jest jaskinia... Tam spędzicie noc...- powiedziałem.
-A... ty...?- spytał Kotetsu. Odwróciłem się i spojrzałem mu dziko w oczy.
-Ktoś musi stać na straży... Ja nie muszę odpoczywać...- powiedziałem i pokazałem kły w dzikim uśmiechu. Skinęli głowami. Ruszyłem na zachód. Po kwadransie spokojnego spaceru doszliśmy do jaskini. Wskazałem na nią.
-Wejdźcie i odpocznijcie... Ja będę pilnował, aby nikt nie zagroził naszemu życiu...- powiedziałem spokojnie. Skineli głowami. Weszli do jaskini. Rozpalili ogień i położyli się...
Zapadła noc... Dochodziła może druga nad ranem... Nagle usłyszałem jak któryś z nich wychodzi z jaskini. Nie zareagowałem i nawet nie drgnąłem. Nadal siedziałem na gałęzi drzewa patrząc w dal zamyślony. Wspiął się na drzewo i stanął przede mną. Nie drgnąłem. Spytał:
-Czemu to robisz?- po głosie poznałem Kotetsu.
-Co...?- spojrzałem na niego.
-Czemu dbasz o nasze życie, skoro teoretycznie też mógłbyś pójść teraz odpocząć...?- doprecyzował. Uśmiechnąłem się pod nosem zamykając oczy. Otworzyłem ja po chwili.
-Widzisz... Dowodzę tą misją... I jako dowódca, jestem odpowiedzialny za życie swoich ludzi...- powiedziałem i znów spojrzałem w dal.
-Czemu wróciłeś...?- zadał kolejne pytanie.
-Bo zrozumiałem, że ramię kogoś, kogo kocham i swoich przyjaciół, którzy we mnie wierzyli...- powiedziałem. Milczał. Dopiero ja przerwałem ciszę: - Idź się jeszcze kimnij... Ja będę pilnował...- powiedziałem.
-Możemy się teraz zmienić...- odparł.
-Nie ma potrzeby... Mam więcej siły niż ktokolwiek w Wiosce i więcej niż wszyscy przypuszczacie...- posłałem mu uśmiech ukazujący szereg mych białych kłów. Spojrzałem w dal.
-A może i więcej niż ktokolwiek inny na tym świecie... Kto to wie...- dodałem w myślach.- Chociaż nie... Są silniejsi ode mnie... Jakby nie patrzeć jest jeszcze mój brat, Madara... i nasz ukochany Hashirama.- zaśmiałem się w sobie...
-Dobra. Masz jeszcze cztery godziny. Wykorzystaj je.- powiedziałem i spojrzałem na niego. Skinął głową i zeskoczył z drzewa wchodząc z powrotem do jaskini. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Nadszedł świt. Wstali i szybko zjedli śniadanie. Zeskoczyłem z drzewa i spojrzałem na nich. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Dobra... Koniec odpoczynku. Idziemy.- powiedziałem. Skineli głowami i ruszyliśmy.- Ale bez zwalniania. Jasne?- dodałem.
-Jasne.- odparli i dalej biegliśmy w ciszy.
Po pół dnia powiedziałem:
-Okay... Zbliżamy się do granicy Kraju Ognia... Możemy napotkać strażników... Jeśli by tak się stało, to ja mówię, a wy tylko stoicie za mną i w razie gdybym coś do was mówił czy coś, to odpowiadacie.- powiedziałem. Skineli głowami. Już po kilku minutach, tak jak przypuszczałem, dostrzegłem strażników. Zwolniłem. Zagrodzili nam drogę.
-Czego chcecie?- warknął pierwszy.
-Spokojnie. Jestem Sasuke Uchiha. To są Kotetsu i Izumo. Przysłał nas Hashirama Senju, Hokage Konohy, byśmy zawarli sojusz z Wioską Wodospadu.- powiedziałem.
-Jesteś na pierwszej stronie naszego BINGO...- mruknął jeden z nich i pokazał mi pierwszą stronę książeczkę. Spojrzałem na nią. W pierwszej chwili miałem ochotę powiedzieć: "Mogli wybrać lepsze zdjęcie", ale ugryzłem się w język. Spojrzałem na nich i wyprostowałem się.
-Macie chyba nieaktualny podręcznik...- powiedziałem.
-Czyżby...? Czemu mamy ci uwierzyć...?- zapytał któryś podejrzliwie.
-Bo jest ze mną dwoje strażników Hokage.- odparłem wskazując na Kotetsu i Izumo. Przymrużyli oczy.
-Udowodnijcie swoją tożsamość...- warkneli. Wyciągnęli coś z kieszeni oboje i wyciągnęli w stronę strażników. Strażnicy poliwali powoli głowami.
-Autentyki...- mruknął jeden z nich. Obrzucili mnie nieufnym spojrzeniem i jeden, wyglądający na dowódcę, mruknął do innego:
-Idź zawiadomić ANBU i Władcę... Zachowaj czujność...- wymruczał. Facet skinął głową i zniknął.
-I co? Karzecie nam tu czekać?- spytałem krzyżując ręce na piersiach.
-Możliwe...- mruknął dowódca. Skrzywiłem się mrużąc oczy. Juubi warknął:
-Ygh... Zabijmy ich... Nie będzie problemu...- warczał.
-Nie jesteśmy tu by mnie jeszcze bardziej znienawidzili... Mamy zawrzeć sojusze i odzyskać zaufanie...- odwarknąłem.
-Mam sam to zrobić...?- warknął groźnie.
-Powodzenia....- zamknąłem oczy i posłałem mu groźny uśmiech.
-Sam się prosisz, bym cię zniszczył...- wydał z siebie niebezpieczny pomruk. Poczułem jak gdyby ktoś rozrywał mi głowę od środka. Dłuższą chwilę starałem się to znosić, ale po chwili ból stał się nie do zniesienia. Zagryzłem zęby i złapałem się za skroń. Zacisnąłem pięść. Izumo podszedł do mnie bliżej i spytał:
-Wszystko w porządku..?- spojrzał na mnie. Wszystkie moje mięśnie były napięte.
-Tak...- wymruczałem w końcu przez zaciśnięte zęby.- Tylko mój towarzysz się niecierpliwi...- dodałem zagryzając mocniej zęby. Izumo cofnął się przełykając nerwowo ślinę.
-Radzę wam się pospieszyć... Juubi nie należy do cierpliwych demonów...- wywarczałem patrząc na strażników granicy. Wszyscy cofnęli się parę kroków patrząc na mnie ze strachem.- Nie wypuszczę go, bo jest pod moją kontrolą, ale tylko kiedy jestem przytomny... Ból rozrywa mi głowę... Jeśli stracę przytomność, on was zniszczy... A ja nie będę miał na to wpływu... Radzę wam nas przepuścić... Inaczej może być nie ciekawie...- powiedziałem z trudem łapiąc oddech. Zachwiałem się. Kotetsu mnie podtrzymał. Spojrzałem na niego. Skinął głową.
-On nie kłamie...- powiedział Kotetsu. Dowódca tamtych wymienił przerażone spojrzenia ze swymi ludźmi.
-Jak was przepuścimy, to demon przestanie go nękać i on przestanie być zagrożeniem...?- spytał dowódca. Skinąłem z trudem głową. Po twarzy spływał mi pot... Dowódca powiedział:
-Idźcie więc, ale idzie z wami czwórka moich ludzi dla bezpieczeństwa...!- powiedział. Ból natychmiast zelżał. Odetchnąłem i stanąłem o własnych siłach.
-Dzięki...- powiedziałem do Kotetsu. Skinął głową. Ruszyliśmy.

Po dwóch godzinach znaleźliśmy się w pobliżu bram wioski. Zwolniliśmy. Przed bramą strażnicy wymienili parę zdań i nas przepuścili. W między czasie ból zniknął. Kiedy szliśmy przez Wioskę, ludzie patrzyli na mnie ze strachem. Zobaczyłem w ciemnej uliczce jakichś dwóch chłopaków. Z całej siły walili trzeciego pięściami po głowie. Zagryzłem zęby. Zboczyłem z drogi.
-Dowódco...- zaczął Izumo, ale warknąłem gasząc go:
-Stul pysk...- warknąłem. Wszedłem w ciemną uliczkę i w jednej chwili uniósłem jedną ręką jednego, a drugą drugiego z napastników. Warknąłem:
-Myślicie, że jesteście silni pokonując we dwójkę słabszego? Tak myślicie?- spytałem patrząc na nich. Oboje mieli teraz strach w oczach.
-N-Nie... My... My tylko...- zaczął tłumaczyć pierwszy.
-Zamknij się już. Twoje durne wymówki mnie nic nie obchodzą. Wiem dokładnie coście robili.- warknąłem. Puściłem ich. Oparli się o ścianę w strachu. Wyciągnąłem rękę do chłopaka leżącego na ziemi. Z nosa i warg ciekła mu krew i miał poobijaną głowę i przedramiona, którymi próbował się bronić.
-Jak cię zwą?- spytałem.
-H-Haku...- wydukał. Uśmiechnąłem siewu pomogłem mu wstać. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-A więc, Haku. Nie daj sobą pomiatać. Pokaż, że nie jesteś tylko słabym chłopakiem z dzielnicy, którego w tobie widzą. Jeśli nie powiesz "nie", to tak będzie wyglądać twoje życie.- powiedziałem i poklepałem go po plecach. Wyciągnąłem z torby umocowanej do pasa dwa kunaie i dwa shurikeny.- Weź je. Ćwicz sobie. Ale pamiętaj, że shinobi używa broni, nie do ataku, a do obrony. Bowiem najskuteczniejszym sposobem na pokonanie wroga, jest zmienić go na swego przyjaciela.- powiedziałem i się uśmiechnąłem do niego. Poczochrałem go po włosach i wróciłem do swych towarzyszy. Kotetsu spojrzał na mnie pytająco. Uniosłem otwartą dłoń na znak, byśmy po prostu szli dalej...
Minęło pięć minut, kiedy stanęliśmy pod Gabinetem. Spojrzałem na niego. Minęła chwila zanim strażnicy wyjaśnili sobie nawzajem po co tu jesteśmy, i że można mnie przepuścić. W końcu jednak stanęliśmy przed Władcą Wioski. Skłoniłem się i powiedziałem:
-Hashirama Senju przesyła pozdrowienia i wyrazy szacunku.- powiedziałem.- Jestem Sasuke Uchiha i zostałem przysłany wraz z tymi dwoma Strażnikami Hokage, Kotetsu i Izumo, przed twoje oblicze w imieniu naszego Hokage, w celu zawarcia sojuszu między Wioską Liścia, a Wioską Wodospadu.- wyprostowałem się i spojrzałem na człowieka stojącego przede mną. Patrzył na mnie nieufnie, ale powiedział:
-Wiele o tobie słyszałem... Wpierw rzeczy bardzo dobre... Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, jakiś czas byłeś Hokage Konohy... Później jednak wiele dobrego nie wyłapały moje uszy na twój temat...- powiedział.
-Każdy ma prawo błądzić, lecz nie każdy umie dostrzec swoje błędy... Ja je dostrzegłem.. Lecz nie jest celem naszej wizyty rozpatrywanie przeszłości, a zapewnienie przyszłym pokoleniom bezpiecznej przyszłości...- odparłem patrząc mu w oczy.
-Dobrze więc... Zasiądźmy do obrad...- powiedział i poszliśmy do innej sali, gdzie po chwili zebrała się starszyzna wioski. Wszyscy patrzyli na mnie jak na demona... W duchu przewróciłem oczami.
-Wszędzie to samo...- mruknąłem w myśli.
-A czego się spodziewałeś...?- zadrwił Juubi.
-A zamknij się...- prychnąłem, a ten nie miał ochoty się kłucić, więc zamilkł...
Po przeszło półtorej godziny zawarliśmy w końcu sojusz. Już wkrótce opuściliśmy ich kraj odprowadzeni przez strażników. Izumo spytał:
-Gdzie ruszymy teraz...?- spojrzeli na mnie pytająco.
-Teraz do Wioski Chmur.- odparłem i ruszyliśmy...
Znów musieliśmy zatrzymać się na noc w jaskini, którą wychaczyłem kilka miesięcy wcześniej. Poszli spać, a ja pilnowałem obozu. O świcie ruszyliśmy dalej.
Po południu dotarliśmy do granicy. Znów była gadka ze strażnikami, ale obyło się bez "ingerencji Juubi'ego". Pod wieczór zawarliśmy kolejny sojusz. Zostaliśmy zaproszeni na noc do hotelu w Wiosce Ukrytej w Chmurach. Zgodziłem się i tam spędziliśmy noc...
Z samego rana wyruszyliśmy do Kraju Wody...
Podróż zajęła nam cztery dni, ze względu na nieoczekiwaną burzę ja morzu, którą musieliśmy przeczekać... Dopiero piątego dnia nad ranem zjawiliśmy się w Wiosce Mgły... Prawie cały dzień zszedł nam na rozmowach, umowach i wym wszystkim i dopiero po południu mogliśmy wyruszyć w drogę powrotną...
-Cholera...- mruknąłem marszcząc czoło.
-Coś nie tak...?- spytał zaniepokojony Kotetsu.
-Taaa... Powinienem dzisiejszego dnia być z powrotem...- powiedziałem krzywiąc się.
-Czemu?- zdziwił się Izumo.
-Obiecałem...- odparłem. Trwała cisza.- Dobra... Nie mam czasu na was czekać... Będę musiał użyć jutsu... Zaufajcie mi...- powiedziałem. Spojrzeli na mnie nic nie rozumiejąc. - Połóżcie mi ręce na ramionach.- powiedziałem. Spojrzeli na mnie jak na wariata.- Nie marudźcie...!- warknąłem. Położyli mi ręce na ramionach.- Dobra... Teraz pamiętajcie, żebyście nie puścili mych ramion, bo może być nie ciekawie...- ostrzegłem. Skinęli głowami. Złożyłem pieczęć i przeniosłem nas za wioskę. Po kilkunastu takich teleportacjach, znaleźliśmy się u bram Konohy. Powiedziałem:
-Możecie już mnie puścić...- spojrzałem na nich.
~Wykorzystałem dużo chakry...~ pomyślałem marszcząc czoło.~ Trzy dorosłe osoby i taka odległość, to ciężka mieszanka...~ dodałem. Spojrzałem na nich.
-Dobra... Chodźcie do Hashiramy...- powiedziałem. Poszliśmy... Dałem mu wszystkie papiery i wróciłem zmordowany do mieszkania. Sakury jeszcze nie było. Nawet się nie przebrałem i padłem na łóżko. Błyskawicznie zasnąłem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy