środa, 24 grudnia 2014

Od Sasuke Do Sakury #317

Leżałem na ziemi w jaskini. Kakashi zniknął. Juubi darł się:
-I nam uciekł skurwysyn! Mieliśmy go zabić! To zdrajca! Zostawił nas! Wstawaj i go odnajdź! Musi zginąć!- wrzeszczał rozrywając mi głowę. Złapałem się za głowę. Krzyknąłem z bólu.- Milcz głupcze! Bo nas znajdą!- warknął. Zacisnąłem powieki z bólu padając na kolana.
-Zabijając mnie... Zabiją... Też... Ciebie...- wydyszałem.
-Nie! Mnie nie da się zabić! Jestem wieczny!- wrzasnął. Niewyobrażalna siła rzuciła mną o ścianę jaskini. Upadłem na ziemię. Jeknąłem. Cały czas trzymałem się za głowę.- Nie rozumiesz?! Dopóki żyje chociaż jedna ogoniasta bestia, moja egzystencja jest niepodważalna i niezachwiana! Wy, ludzie, jesteście nikim!- wrzeszczał rzucając mną jak szmacianą lalką po jaskini. Po skroni i brodzie ciekła mi krew, miałem poranione całe ciało. Wstałem jednak na chwiejne nogi. Drżałem cały.
-Nie będziesz... Mną... Pomiatał...- wydyszałem. Znów mną rzuciło o ścianę.- Nie będziesz... Mną... Pomiatał...- powtórzyłem wstając. Znów mną rzuciło. A ja znów wstałem.- Nie będziesz... Mną pomiatał!- krzyknąłem. Tym razem rzuciło mną z taką siłą, że już nie byłem w stanie się podnieść... Opadłem bezwładnie na ziemię... Znów zaczął się drzeć. Złapałem się za głowę wydając z siebie ryk bólu. Wyczułem czyjąś obecność... Jednak nie byłem w stanie określić kto to był... Juubi rozrywał mi głowę swym wrzaskiem... Leżałem na ziemi cały w ranach... Trzymałem się kurczowo za głowę dysząc z zaciśniętymi zębami... Ten ktoś do mnie podbiegł. Ukląkł przy mnie. Drżałem na całym ciele. Wydyszałem przez zaciśnięte zęby:
-Odejdź... Zostaw mnie...- wydusiłem. Z ust ciekła mi krew. Uchyliłem na miarę możliwości oczy. Obok mnie klęczała Sakura.- Odejdź, Sakura... On cię zabije...- wywarczałem.
-Nie, Sasuke... Nie dam ci zginąć...- powiedziała. W oczach błyszczały jej łzy.
-Teraz ją zabij! Teraz!- wrzeszczał Juubi. Wydałem z siebie potworny wrzask. Dziesięcioogoniasty rozrywał mi głowę swym rykiem. Darłem się z bólu. Dałem radę powiedzieć:
-Uciekaj stąd...- powiedziałem w przerwie między dwiema falami bólu. Znów się wydarłem. Ona nie ruszyła się z miejsca.- Uciekaj, głupia! On cię zabije!- wrzasnąłem. Jednak ona nie wstała. Wyciągnęła do mnie drżącą rękę, a ja ją odepchnąłem na tyle delikatnie, na ile mogłem, jednak ją i tak odrzuciło daleko w tył. Spojrzałem na nią. Moje oczy były jak szparki.- Uciekaj póki możesz!- wywarczałem. Jednak ona wstała i podeszła na mnie.
-Nie będę uciekać...- powiedziała.- Nie dam ci zginąć...- spojrzała mi w oczy. Wyciągnąłem rękę w jej stronę by ją odepchnąć, by była jak najdalej ode mnie, ale zanim zdążyłem ją odepchnąć, Juubi zaczął mną rzucać po jaskini. Jak dał już upust swojej nadmiarowej energii, opadłem bezwładnie na ziemię. Sakurą podbiegła do mnie. Spojrzałem jej w oczy.
-Sakura...- wyszeptałem. Nie miałem już nawet siły podnieść ręki by złapać się za głowę, którą rozrywał mi Juubi. Jeknąłem tylko. Nie byłem w stanie krzyczeć.- Wybacz... mi... Uciekaj... Jak.. umrę... on... wydostanie... się i... i zniszczy... wszystko... jeszcze... bardziej... Uciekaj... o... ostrzeż... ostrzeż... Hashiramę... i Itachi'ego... Niech... uciekają... Wszyscy...- wydukałem. Moje powieki opadały coraz niżej. Czułem, że zaraz nie dam już rady go w sobie utrzymać. Darł się rozrywając mi głowę...
-Sasuke... Nie...- załkała. Spojrzałem na nią. Po skroni powoli spływała mi stróżka krwi.
-Sakura...- wyszeptałem.- Ja... Ja cię...- zacząłem, ale głos ugrzęzł mi w gardle...

<Sakura?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy