Coś we mnie drgnęło. W jednej chwili się wyrwałem i spojrzałem na nią krótko. Nie kłamała... Widziałem to w jej oczach. W pierwszej chwili chciałem warknąć: "Niech umiera... Nareszcie...", ale nie umiałem tego powiedzieć... Spojrzałem na swoje ręce i warknąłem pod nosem:
-Kurwa mać...- błyskawicznie złożyłem pieczęć i zniknąłem jej sprzed oczu.
Znalazłem się przed wejściem do mieszkania... Otworzyłem gwałtownie drzwi i nie czekając na zaproszenie wpadłem do pokoju Itachi'ego. Leżał na łóżku. Jeszcze bledszy niż zwykle. Spojrzałem na niego ze strachem. Czułem się jak sparaliżowany. Stałem nie mogąc się ruszyć i patrzyłem na niego... Był istnym cieniem człowieka, a nie człowiekiem... Zadrżałem. W jednej chwili znalazłem się przy nim. Otworzył powoli oczy.
-Sasuke...- wyszeptał i zaniósł się kaszlem. Kaszlał krwią. Podniosłem go, by się nie zadławił. Miałem ściągnięte brwi. Złapałem go za rękę kiedy opadł bezwładnie na łóżko. Serce waliło mi jak szalone. Oddech miałem płytki.
-Sasuke...- powtórzył cicho. Przycisnąłem jego dłoń do ust patrząc na niego.- Nie zmarnuj... Tego... Co... Dał... Ci los...- wydusił z siebie.- Sakura... Ona cię... Kocha... Nie zmarnuj tego...- znów zaczął kaszleć, a ja znów mu pomogłem. Oddychał ciężko, a oddech jego był krótki i świszczący.
-Zostań... Nie umieraj... Zrobię wszystko... Byłem głupi... Ale młagam... Zostań tu braciszku...- wyszeptałem powstrzymując z trudem łzy pchające mi się do oczu.
-Sasuke... Ja... Już zbyt długo... Trzymam się życia... Jestem chory... Bardzo chory... Jedyne co mam fizycznie... w tym życiu... To bezustanny ból i... Cierpienie... Nie da się... Mnie uleczyć...- mówił ciężko. Zadrżałem i położyłem głowę na skraju jego łóżka. Zagryzłem zęby, ale z oczu i tak same z siebie ciekły łzy. Poczułem czyjąś obecność... I nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. Wiedziałem, że to Sakura... Drżałem... Podniosłem głowę i spojrzałem na Itachi'ego. Zacisnąłem zęby i powiedziałem:
-Już raz wróciłem ci życie... Więc teraz cię przy nim utrzymam...!- powiedziałem i zamknąłem oczy. Zacząłem określić palcem symbole i runy naokoło niego. Utworzyłem w dłoni kulę chakry, lecz Itachi wyciągnął powoli rękę do mnie i złapał mnie słabo za nadgarstek. Spojrzałem na niego.
-Nie, Sasuke... Ja już nie mogę... Jestem zmęczony... Już chcę odpocząć...- wyszeptał i znów zaczął kaszleć. Drżała mi szczęka. Nie wiedziałem co mam zrobić... Byłem bezradny... Jak wtedy... Zagryzłem zęby. Wstałem i spojrzałem na niego. Wziąłem go na ręce. Jeknął cicho.
-Jeśli ja nie mogę ci pomóc, to pomoże ci Tsunade...- powiedziałem. Odwróciłem się. Spojrzeliśmy sobie z Sakurą w oczy. Zamknąłem na chwilę i znów je otworzyłem. Pocałowałem ją delikatnie i złożyłem jedną ręką pieczęć teleportując nas oboje za wioskę. Itachi przelewał mi się przez ręce. Zdjąłem płaszcz i go nim okryłem. Następnie znów złożyłem pieczęć i tak kilkanaście razy, aż wyczułem Tsunade. Ruszyłem tam natychmiast. Kiedy stanąłem przed nią, spojrzała na mnie i ustawiła się w pozycji do walki. Towarzyszyła jej również Shizune... Ustawiła się również do walki. Powiedziałem:
-Nie przyszedłem walczyć... Chcę byś go uleczyła... Zapłacę... Dam ci swoją głowę, za którą jest niemała cena...- powiedziałem.- Ale go ulecz... Błagam...- ukląkłem unosząc nieprzytomnego Itachi'ego wyżej. Spojrzała na mnie nieufnie. Jednak przyjrzała się mu i dotknęła ręką jego piersi. Pokręciła przecząco głową.
-Nie mogę... On już jest stracony...- powiedziała.- Cierpi na nieznaną mi chorobę... Ona już go zabiła... Przy życiu trzyma go wyłącznie czyjaś wola... Jego ciało już nie żyje... Serce właściwie nie bije...- powiedziała. Jeknąłem spuszczając głowę. Zagryzłem zęby.
-Musisz coś zrobić! Tylko ty możesz! Jesteś przecież wielką Tsanbiką! Zrób coś!- krzyknąłem z bólem.
-Wybacz. Nie mogę.- powiedziała. Zacisnąłem powieki i spojrzałem na nie. Milczałem. Złożyłem pieczęć. Chciałem by jeszcze zobaczył Manku i Tsuhikii... Były dla niego ważne... Po kilku minutach byłem z powrotem w wiosce. Szedłem przez nią posępnie z głową w dół. Towarzyszyły mi cisza i groza... Ludzie ustępowali mi z drogi... Nawet ANBU nie próbowało atakować. Otoczyli mnie powoli... Ja jednak szedłem dalej. Zaniosłem Itachi'ego z powrotem do mieszkania... Tam położyłem go na jego łóżku. Upadłem przy nim na kolana i złapałem się za głowę...
-Co ja zrobiłem....- wyszeptałem.- Co ja zrobiłem...!- dodałem z bólem. Zawyłem. Nagle usłyszałem huk. ANBU wparowało do mieszkania. Zaroiło się od nich. W jednej chwili otoczyli mnie. Nie drgnąłem. Nawet nie wstałem. Przed szereg wyszedł dowódca i powiedział:
-Mamy rozkaz cię złapać i obezwładnić, po czym zabrać przed oblicze Hokage.- powiedział. Spojrzałem na niego bez uczuć. Wstałem.
-Proszę... Łapcie mnie... Obezwładniajcie...- powiedziałem i wyciągnąłem do niego ręce. Od razu rzuciła się na mnie szóstka silniejszych i przewróciła mnie na ziemię. Nie opierałem się. Do pokoju wbiegłam Sakura, a za nią Manku i Tsuhikii.
-Nie! Sasuke!- krzyknęła Sakura. Leżałem na ziemi przetrzymywany przez czterech rosłych mężczyzn, a dwójka zakuła mi ręce i nogi. Spojrzałem na Sakurę. Zamknąłem oczy w spokoju, dając jej do zrozumienia, że tak ma być. Podnieśli mnie i rozbroili. Następnie dowódca wziął i złapał mnie za włosy i wyprowadził z mieszkania. Słyszałem jeszcze krzyczącą Sakurę... Wyprowadzili mnie na ulicę i już po chwili stanąłem przed Hashiramą. Dowódca ANBU rzucił mnie przed nim na ziemię. Nie podniosłem się. Czułem na sobie jego wzrok.
-Sasuke...- powiedział. Chyba oczekiwał, że odpowiem. Milczałem jednak.- Nie myślałem, że cię przyprowadzą nie tracąc ani jednego człowieka...- powiedział widząc, że nie odpowiem na jego pierwsze słowo.
-Nie opierałem się... Przyprowadzili mnie tu dobrowolnie...- powiedziałem.
-Tak...? Czyli zakuty oznacza przyprowadzony dobrowolnie...? Pierwsze słyszę...
-Nie sprzeciwialem się... Sam podałem im ręce...- odparłem.
-Mówi prawdę...- powiedział Dowódca. Hashirama milczał przez chwilę.
-Zabij mnie... Będziesz miał mnie już z głowy... A przy okazji cały świat zobaczy jaki to jesteś wspaniały, że udało ci się mnie nie tylko złapać, ale i zabić... No dalej... Zrób to...- powiedziałem.
-Coś knujesz... Prawda...?- spojrzał na mnie marszcząc czoło.
-Nie... Nic nie knuje...- powiedziałem.
-Czyżby...? Jakoś mi się nie chce wierzyć, że tak po prostu się oddajesz w moje ręce...- mruknął.
-A to już nie moja sprawa, że mi nie wierzysz... Z resztą... Nie dziwię ci się...- powiedziałem. Trwała cisza.
<Hashirama?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz